ALE KOSMOS… TYLU ARTYSTÓW I TYLKO JEDEN NAUKOWIEC
Życie naukowca, zwłaszcza zajmującego się naukami ścisłymi, wydaje się być przewidywalne i uporządkowane. Niczym czerwony szlak prowadzący na jeden z beskidzkich szczytów – LUBOMIR. No i tu zaczynają się schody, bo i naukowcy, o których chcę Wam opowiedzieć wcale nie byli tak uporządkowani, a Lubomir to pod kilkoma względami wyjątkowy szczyt.
Zacznijmy od szczytu. LUBOMIR przez jednych klasyfikatorów zaliczany do Beskidu Wyspowego, a przez autorów pomysłu Korona Gór Polski został zaliczony do tej listy jako najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego. Jego wysokość to 903,6 m n.p.m. Całe pasmo, w którym znajduje się szczyt Lubomir, nazywa się Łysina, a ten wierzchołek kiedyś nosił nazwę Przygoleź (od nazwy polany pasterskiej). Teren ten należał do księcia Kazimierza Lubomirskiego, który ofiarował domek myśliwski oraz 10 ha lasu na stację Obserwatorium Krakowskiego i od nazwiska darczyńcy od lat 30-tych XX w. zaczęto ten wierzchołek nazywać LUBOMIR.
Na szczyt Lubomira można się dostać kilkoma drogami. Najkrótsza z nich, którą najczęściej podążamy z wycieczkami, wiedzie od przełęczy Jaworzyce. To niedługie wyjście, ale bardzo ciekawe, bo wzbogacone o edukacyjną ścieżkę astronomiczną i dzięki temu możemy się dowiedzieć, jakie dokonania mają polscy astronomowie, szczególnie związanymi z Obserwatorium umieszczonym na szczycie.
Pomysłodawcą i spirytus movens zorganizowania stacji badawczej na Lubomirze był Tadeusz Banachiewicz. Genialny matematyk i astronom. Twórca rachunku krakowianowego, dzięki któremu uprościł skomplikowane obliczenia w astronomii i geodezji, a także dał wyraz patriotyzmu. Poprzez nadanie takiej nazwy rozpowszechnił naukową sławę Krakowa na cały świat, niczym Kopernik przed czterystu laty. Był także twórcą CHRONOKINEMATOGRAFU, kamery połączonej z bardzo dokładnym zegarem, która służyła do obserwacji słońca. Wiele lat pełnił stanowisko dyrektora Obserwatorium UJ, był członkiem wielu towarzystw astronomicznych, redagował czasopisma naukowe. Orbita jego zainteresowań była niezwykle szeroka, oprócz astronomii i matematyki, zajmował się także geodezją, mechaniką nieba i astrometrią. Był człowiekiem wybitnym, wyrastającym ponad swoją epokę.
Drugim naukowcem związanym z Obserwatorium na Lubomirze, jak i profesorem Banachiewiczem, był jego najwierniejszy uczeń Kazimierz Kordylewski, odkrywca księżyców pyłowych Ziemi. I tu w z pozoru uporządkowaną opowieść wkrada się wątek, można powiedzieć, sensacyjny. Otóż kiedy Tadeusz Banachiewicz umiera w 1954 roku, jego uczeń postanawia uhonorować postać wielkiego naukowca pochówkiem w sławnym Panteonie Narodowym na Skałce w Krakowie. Jednak na realizację swojego pomysłu musi poczekać cały rok. W Polsce panuje wtedy stalinowska noc i ani naukowcy, ani tym bardziej miejsca związane z kościołem, nie są akceptowane przez komunistyczne władze. Jednak Kazimierz Kordylewski wyznacza sobie misję, którą konsekwentnie realizuje, nie bacząc na jej konsekwencje.
Pierwszy pogrzeb Tadeusza Banachiewicza odbył się na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie w ponury listopadowy dzień. Niektórzy uczestnicy tego pogrzebu może zwrócili uwagę na fakt, że zaraz za trumną złożoną do grobu włożono jakby jeszcze jedną. Po co? Otóż już wtedy Kazimierze Kordylewski wiedział, że na pewno odbędzie się ekshumacja i ponowne złożenie do nowego grobu, więc zadbał o zabezpieczenie trumny przez zniszczeniem dodatkową drewnianą skrzynią.
Po roku i licznych zabiegach, uzyskawszy zgodę ojców paulinów z klasztoru na Skałce, 11 listopada 1955 roku odbył się ponowny pochówek profesora. I tu, nauczony przez swojego Mistrza, aby nie podążać utartymi ścieżkami i nie oglądać się na innych, Kazimierz Kordylewski działa według własnego planu.
Nawet wybór miejsca ponownego pochówku jest wyjątkowy jak na świat nauki. Do tej pory na Skałce zostali pochowani tylko artyści, poeci, malarze, zwłaszcza Ci, którzy dobitnie przyczynili się do krzewienia patriotyzmu na zniewolonych ziemiach polskich. A tu nagle naukowiec, matematyk i astronom. Nie wszystkim podobał się taki scenariusz.
Koniec, końców dochodzi o ponownego pogrzebu. Jednak w jakich okolicznościach! Kordylewski chciał zagrać na nosie komunistycznym władzom i wspaniale mu się to udało. Jako osoba inteligentna i wykształcona miał oczywiście przewagę, gdyż nie od dziś wiadomo, że oficjele peerelowscy nie grzeszyli bystrością.
Pogrzeb zaplanował na 11 listopada, która to data oczywiście była znacząca, ale ignorowana przez ówczesne władze. Następnie przedstawił cenzorowi klepsydrę do wglądu, który oczywiście nie zgodził się na żadne religijne symbole. W związku z tym tekst na nowej klepsydrze został ułożony w kształt krzyża i tego cenzor już nie odkrył. Dnia 11 listopada przez całe miasto przejechała trumna z ciałem profesora przykryta biało-czerwoną flagą, niby w celu ukrycia uszkodzeń trumny. A udało się to dlatego, że data na oficjalnej klepsydrze była opóźniona o jeden dzień, a wszyscy zainteresowani byli poinformowani osobiście. I jeszcze na koniec mimo przekonania władz, że Panteon Narodowy na Skałce nie jest częścią kościoła, a zupełnie niezależnym miejscem pochówku zasłużonych osób, w uroczystości brali udział ojcowie paulini, jako mieszkańcy i gospodarze tego miejsca. W rezultacie ponowny pogrzeb profesora Tadeusza Banachiewicza stał się uroczystością religijno-patriotyczną honorującą wybitną postać nauki polskiej. O to właśnie chodziło jego najwierniejszemu uczniowi, który za ten czyn został ukarany pozbawieniem możliwości awansu i mimo swoich spektakularnych dokonań, umarł jako docent.
Historia Obserwatorium jest równie burzliwa, jak jego pracowników. W czasie wojny pomimo tego, że Uniwersytet Jagielloński nie mógł oficjalnie funkcjonować, okupant zezwolił na działalność placówki na Lubomirze, korzystając z umieszczonych tam przyrządów meteorologicznych. Jednak wypadki potoczyły się zupełnie inaczej. Góry sprzyjały działalności oddziałów partyzanckich i tak też było w paśmie Łysiny i Lubomira. Działająca tutaj baza Armii Krajowej wywołała akcję pacyfikacyjną ze strony Niemców, którzy spalili Obserwatorium jesienią 1944 roku. Dopiero na początku XXI wieku podjęto decyzję o jego odbudowie, a w 2007 nowo otwartemu Obserwatorium nadano imię profesora Tadeusza Banachiewicza. I tym sposobem szczyt powrócił do swoich dawnych funkcji.